Recenzja filmu

Piksele (2015)
Chris Columbus
Adam Sandler
Kevin James

Pikseloza

Wizualnie przez pierwszych parę minut "Piksele" prezentują się wyśmienicie, jednak po chwili można mieć dość tej całej cepeliady. Każdy piksel wygląda jak lampka z IKEI, a zgodnie z prawidłami
Na bazie trzyminutowego "Pixels" Sony Pictures nakręciło trwający ponad 100 minut film o takim samym tytule. Materiał źródłowy dawał twórcom duże pole do popisu: mógł z tego powstać piękny obraz składający hołd klasycznym grom wideo, a koniec końców otrzymaliśmy kolejną typową komedię z Adamem Sandlerem. Ale nawet gwiazda "Dużych dzieci" nie jest w stanie uratować "Pikseli".



W 1982 NASA wysyła w kosmos paczkę największych osiągnięć amerykańskiej popkultury, aby ewentualna obca cywilizacja, do której trafi przesyłka, mogła nas lepiej poznać. Jednym z materiałów jest kaseta VHS z nagranymi mistrzostwami świata w "Pac-Mana", "Donkey Konga", "Galagę" i parę innych gier. Kosmici odbierają to jako wypowiedzenie przez Ziemię wojny i po trzydziestu latach atakują naszą planetę, przybierając formę bohaterów z gier, które zobaczyli na kasecie. Kto może nas uratować przed zagładą? Tylko Brenner (Adam Sandler) i przyjaciele. Brenner był w latach 80. jednym z najlepszych graczy na świecie. Żaden automat nie miał przed nim tajemnic. Dzięki tej wiedzy po trzydziestu latach, na prośbę swojego kumpla z dzieciństwa, teraz prezydenta USA, Coopera (Kevin James), staje do walki o naszą planetę. Pomagają im oszust Eddie (Peter Dinklage), wierzący w teorie spiskowe Ludlow (Josh Gad) oraz zdradzana przez męża Violet (Michelle Monaghan). Pomimo dzielących ich różnic ramię w ramię walczą z najeźdźcą z kosmosu.



Największym problemem "Pikseli" jest brak jakiegokolwiek pomysłu na fabułę. Historia jest do bólu przewidywalna i już po chwili wiemy, co stanie się dalej. Żartów tu jak na lekarstwo, a jeśli już są, to mamy do czynienia z poziomem dzisiejszych polskich kabaretów. Znalazło się też miejsce na parę seksistowskich dowcipów, co swoją drogą jest powiązane z dużo większym problemem tego filmu – kobietami. Są tu tylko dwie duże role kobiece – jedna to wspomniana Violet, która nie chce się całować z monterem telewizji, ale gdyby miał jacht, to by zmieniła zdanie (sic!). Druga zaś to bohaterka fikcyjnej gry, będąca trofeum jednego z bohaterów.

Chociaż "Piksele" starają się odwoływać do sentymentu graczy, paradoksalnie pokazują ich w złym świetle. Brenner, supergracz, miał przed sobą obiecującą przyszłość, a został monterem telewizorów. Ludlow mieszka w piwnicy u swojej babci i wyszukuje kolejne teorie spiskowe (J.F.K. strzelał pierwszy!). Eddie trafił do więzienia, a jedyny, który coś osiągnął, czyli prezydent Cooper, nie potrafi płynnie czytać. Film dobitnie pokazuje, że zapaleni gracze mogą co najwyżej ratować Ziemię przed inwazją kosmitów.



Twórcy nie potrafili też poradzić sobie z bohaterami retro gier, po które sięgnęli. Tu warto jednak wyjaśnić sobie jedno – Pac-Man na ekranie to nie Pac-Man, a kosmici w formie Pac-Mana. To samo tyczy się Donkey Konga czy Mario (w wersji Jumpmana). To nie "Ralph Demolka", w którym bohaterowie starych gier pojawiają się jako postacie z osobowością, historią i problemami. Tutaj zostali oni zepchnięci do roli mięsa armatniego, które ekipa Brennera ma odstrzelić. Równie dobrze, zamiast nich z kosmosu mogłyby lecieć klocki LEGO czy kapsle od Coca-Coli i nic by to nie zmieniło w odbiorze filmu.

Wizualnie przez pierwszych parę minut "Piksele" prezentują się wyśmienicie, jednak po chwili można mieć dość tej całej cepeliady. Każdy piksel wygląda jak lampka z IKEI, a zgodnie z prawidłami Hollywood dodano tu tysiące flar, odbić i drobinek. W porównaniu z oryginalnym "Pixels" Patricka Jeana "Piksele" Sandlera są  pstrokate i męczące dla oczu. Czym innym jest dla odmiany oprawa muzyczna – idealnie oddane dźwięki starych gier i świetne kawałki z lat osiemdziesiątych w tle ciągną ten film do góry, choć nie jest to oczywiście powód, dla którego warto go zobaczyć.



"Piksele" mogły być świetnym filmem dla podstarzałych nerdów i dla dzieciaków, które dzięki niemu dowiedziałyby się czegoś o początkach grania. Parę razy próbuje nawet podjąć temat, jakie gry były kiedyś, a jakie są dzisiaj, ale kończy się to mniej lub bardziej udanym product placementem lub scenami, w których Pac-Man odgryza rękę swojemu twórcy czy sikającym ze strachu Q*bertem. Nie bawi, nie relaksuje i w żaden sposób nie edukuje. Jeśli chcecie obejrzeć dobry i zabawny film o starych grach wideo, sięgnijcie po "Ralpha Demolkę".
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Parę lat temu w internecie zagościła bardzo sympatyczna animacja ukazująca atak przypuszczony na miasto... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones